czwartek, 29 czerwca 2017

10 faktów, które zrozumiesz, jeśli żyjesz w Hiszpanii


Pisałam już o typowych dla Hiszpanów zachowaniach oraz o tym, czego można spodziewać się po wizycie w Barcelonie. Informacji nigdy jednak za mało, a Hiszpania lubi nas przecież zaskakiwać. Wypisałam kilka specyficznych dla tego kraju aspektów, jeśli chodzi o codzienne życie i to nimi chciałabym się dzisiaj z Wami podzielić. Jakie jest ulubione zdanie Hiszpana? Gdzie kupisz najdziwniejszy przedmiot, którego nie znajdziesz w żadnym innym sklepie? I dlaczego Hiszpanie lubią śmiecić? O tym przeczytacie dzisiaj w zabawnym zestawieniu dziesięciu faktów, które zrozumie każdy, kto mieszka w Hiszpanii. 


TAKIE RZECZY TO TYLKO W HISZPANII


To jedno z tych zdań, które Hiszpanie tak bardzo lubią. Oprócz do dziwnych zachowań i nietypowych faktów, odnosi się często do życia politycznego, np. oszustw czy korupcji. Faktycznie w Hiszpanii panuje ogromna różnorodność, która sprawia, że zawsze myślę, iż chyba nic mnie już tu nie zaskoczy. Otwieram wtedy Internet, czytam o tym, co dzieje się na świecie i za chwilę okazuje się, że ludzie wciąż są mnie jednak w stanie zaskoczyć. I to nie tylko Hiszpanie. Być może tutaj czyta się tylko hiszpański Internet i stąd przekonanie, że „takie rzeczy to tylko w Hiszpanii”.




MAGICZNY CHIŃCZYK


Potrzebujesz na już jakiegoś ciężko dostępnego przedmiotu, którego nazwa jest Ci właściwie zupełnie obca? Nie martw się, Chińczyk ma wszystko. Gdzie kupiłeś ten długopis? U Chińczyka. Gdzie dostanę najtańsze klapki? U Chińczyka. Nie istnieje chyba Hiszpan, który nie zagościłby choć razem w sklepie u Chińczyka. A owy sklep to zazwyczaj wielki bazar, w którym znajdziesz wszystko. Począwszy od zeszytów, poprzez parasole, kończąc na szafkach na buty. Kochany Chińczyk, nie raz poratował mnie w podbramkowej sytuacji zwłaszcza w czasie sjesty, kiedy to na całe szczęście większość z nich nie zamyka swoich lokali. 


WSZYSTKO NA ZIEMIĘ


W wielu barach panuje zasada rzucania śmieci na podłogę. W Barcelonie niekoniecznie, ale pamiętam, że było to dla mnie sporym zaskoczeniem, kiedy odwiedziłam Nawarrę i Kraj Basków. Ludzie siedzący przy barze połykają ostatni kęs bocadillo i wycierają usta serwetką, która już za chwilę ląduje na podłodze pod ich nogami. To samo z wykałaczkami, które są pobratymcem niejednego Hiszpana. Zużyta znajduje swoje miejsce między śmieciami na ziemi. Rozglądasz się w poszukiwaniu kosza na śmieci? Nie przejmuj się, śmietnik znajduje się pod Twoimi nogami. 
 



TAPAS, TAPAS I JESZCZE RAZ TAPAS


Czy Wy też zauważyliście, jak Hiszpanie miłują się w tapas? Czy zatem wypad na piwo byłby kompletny, gdyby na stole nie pojawiła się choć jedna przekąska? Otóż nie. Jeśli kelner nie przyniesie tapas, Hiszpan mógłby się zezłościć. Bo nic nie smakuje lepiej niż piwo zagryzane małą przekąską nawet, jeśli miałyby być to jedynie oliwki. Dlatego tak często do zamawianych drinków, donoszony jest talerzyk pysznych, zielonych oliwek. 


CIEPŁE NAPOJE


Powiedz Hiszpanowi, że w lato chcesz napić się gorącej herbaty lub zjeść ciepłą zupę, a zapyta Cię od razu, czy dobrze się czujesz. Ciepłe napoje nie cieszą się tu wielką popularnością, a herbatę, a raczej ziołowe napary pije się głównie z powodu żołądkowych lub innych dolegliwości. Ciepła zupa na pierwsze danie? W Hiszpanii złapaliby się za głowę. Ja do dziś jednak twierdzę, że nic tak nie gasi pragnienia, jak gorąca herbata. Spróbuj jednak przekonać o tym Hiszpana. 


WSZYSCY JESTEŚMY PIĘKNI


Dziękuję, guapa. Proszę, guapa. Czym mogę służyć, guapa? Dzień dobry, guapa. Guapa, guapa, guapa. Słowo to nie schodzi z ust Hiszpanów. Uwielbiają nazywać guapa/o (piękna/y) wszystkich klientów niezależnie od płci, wieku i urody. Jeśli sprzedawca w sklepie nazwie Cię guapa, nie pomyl tego z flirtem, bo stojąca za Tobą 80-letnia staruszka za chwilę również zostanie nazwana piękną. Guapa będzie każda nawet, jeśli faktycznie taka piękna nie jest.




IM GORSZE WYZWISKO, TYM BLIŻSZY PRZYJACIEL


Hiszpanie mają w zwyczaju używać sporo wulgaryzmów oraz wzajemnie się obrażać. Nie pomyl jednak wyzwiska wroga z żartobliwym obrażaniem kolegów. Hijo de puta, gilipollas, cabrón… Pozwalając sobie na używanie tych słów, których znaczenie możecie przypisać najgorszym wyzwiskom w języku polskim, dajesz do zrozumienia, że dana osoba jest Ci naprawdę bliska. Oczywiście, jak łatwo się domyślić praktyki te czynią dużo częściej mężczyźni niż kobiety. 


CIEMNOŚĆ, WIDZĘ CIEMNOŚĆ, CIEMNOŚĆ WIDZĘ


Jak spać, gdy za oknem taki żar, a słońce wznosi się już po 5 rano? Na szczęście w każdym hiszpańskim domu znajdziemy grube zasłony na okna (żaluzje), które spuszczone do samego końca nie przepuszczą do środka nawet jednego promyka. I owe żaluzje koniecznie trzeba używać. 90% Hiszpanów, których poznałam nie lubi, gdy w popołudniowej drzemce przeszkadza im pukające w szyby słońce. Mieszkanie zamienia się w siedzibę wampirów. Im ciemniej tym lepiej. Światło dzienne jest do chodzenia, a nie do spania. Jestem pewna, że znajdą się i tacy, którym światło dzienne w niczym nie przeszkadza, ale bawią mnie zwłaszcza owe nocne wampiry.
 



HYMN


Czy wiedzieliście, że hymn hiszpański nie posiada słów? Pewnie, że wiedzieliście. Hiszpanie wymyślili więc własny hymn, który śpiewają głośno podczas meczów piłkarskich. A żeby łatwo go zapamiętać i nie mylić się podczas śpiewów, słowa nie mogły być trudne i zbyt skomplikowane, bo Hiszpanie nie lubią przecież komplikować sobie życia. Na trybunach rozbrzmiewa więc głośne lo, lo, lo, lo, lo… I to na tyle, jeśli chodzi o tekst dopingującej pieśni. Znajdą się jednak i ci bardziej kreatywni i dlatego hiszpańskie kluby piłkarskie mają wiele własnych przyśpiewek. 


SPRZĄTANIE ULIC


Śpisz sobie spokojnie, gdy nagle w środku nocy z objęć Morfeusza wyrywa Cię głośny chargot ciężarówki. Tak, to śmieciara, która właśnie podjechała, aby opróżnić kontenery. Kiedyś wydawało mi się to świetnym pomysłem. Śmietniki znajdują się przy chodnikach, więc takim sposobem opróżniający je w ciągu dnia nie przeszkadzają ludziom spacerującym obok. Do czasu, aż kilka takich kontenerów znalazło się w odległości pięciu metrów od naszego bloku i teraz co noc słyszę tłuczenie spadającego szkła i warkot silnika śmieciary. Ciesz się, jeśli trafi Ci się tylko owa śmieciara. Niektórym dochodzi do tego jeszcze sprzątanie ulic około 6 nad ranem, do których używa się wielkich węży wypuszczających strumienie wody znajdującej się pod ogromnym ciśnieniem. Hura! 


Jak widzicie w Hiszpanii bywa wesoło. Wesoło, bo inaczej. Ciekawe, jakie hasła znalazłyby się w spisie typowych zachowań Polaków. Jak przy okazji każdego wpisu i tym razem zalecam Wam czytanie tekstu z przymrużeniem oka i przede wszystkim ze sporą dozą dystansu. Ominęłam jakiś ważny fakt? Nie chciałam się oczywiście powtarzać, bo o typowych zachowaniach Hiszpanów pisałam już wcześniej, więc tym razem chciałam, aby było trochę inaczej, a zwłaszcza oryginalnie. 

poniedziałek, 26 czerwca 2017

Jak wygląda poród w Hiszpanii




Mój synek ma już ponad 11 miesięcy, a ja dopiero teraz zebrałam się do opisania wspomnień z najcudowniejszego dnia w naszym życiu – jego narodzin. Dzisiaj chciałabym podzielić się z Wami moim doświadczeniem, jakim jest poród w Hiszpanii. Alex to moje pierwsze dziecko, dlatego nie mogę porównać mojego przeżycia do porodu w Polsce, chętnie jednak posłucham jak wyglądał on z Waszej perspektywy. Poniższy tekst napisany będzie w formie opowiadania streszczającego Wam pierwsze dni życia synka spędzone w szpitalu ukazując tym także realia panujące w barcelońskiej placówce leczniczej.



Alex według wyznaczonej przez lekarza daty miał przyjść na świat 24 lipca. Ostatnią wizytę zaliczyłam dzień wcześniej, bez żadnych bólów, czy innych objawów mających zwiastować zbliżający się poród. Wracając od lekarza zadzwoniłam do partnera, aby przekazać mu słowa doktora, który żartował, że naszemu synkowi nie spieszy się na świat i musimy uzbroić się w cierpliwość. Człapałam ociężale w lipcowym upale wspinając się ulicą po wzniesionej drodze prowadzącej do naszego bloku. Po drodze zajrzałam do piekarni, w której automatycznie napotkałam przyjazne spojrzenia. Już chyba dużo nie zostało? Pytały ekspedientki wnioskując po wielkości mojego brzucha. Była to prawda, przecież według obliczeń lekarza prowadzącego, synek miał urodzić się dokładnie następnego dnia. Podzieliłam się tą informacją z przemiłymi paniami, a później jeszcze z kilkoma innymi osobami, które zaczepiły mnie uprzejmie na wbrew pozorom krótkiej drodze do domu. Śmiałam się przy tym ze słów doktora, który zapewniał, że malec nie szykuje się jeszcze do poznania świata. Tego samego dnia w nocy odeszły mi wody i tak oto zaczął się poród. Synek najwidoczniej chciał zrobić lekarzowi psikusa. 


Karetka przyjechała niemal natychmiast. Przyniesiono nosze, ale oznajmiłam, że dam radę zejść po schodach sama, nie pojawiły się bowiem jeszcze żadne bóle. Sanitariusze odetchnęli z ulgą przerażeni dotychczas wizją znoszenia mnie z czwartego piętra. Usadowiłam się na fotelu z tyłu ambulansu i trzęsłam się ze strachu podczas, gdy młoda towarzysząca mi sanitariuszka zajęła się mierzeniem ciśnienia i przeprowadzaniem szybkiego wywiadu. Wyglądała na młodszą ode mnie, przez moment zastanowiłam się, czy umiałaby odebrać poród, gdyby rozpoczął się właśnie w tej chwili. Odgoniłam jednak szybko przerażające myśli i spróbowałam się rozluźnić. Młoda kobieta dostrzegła mój strach i spróbowała zagadywać mnie przyjaźnie, co na pewno miało na celu oderwanie mnie od rozmyślań na temat tego, co za chwilę miało mnie czekać. 




Do szpitala dotarliśmy dość szybko. Przyjęto mnie tam z profesjonalną należytością, lecz przy okazji i z ludzką uprzejmością. Gdy dzisiaj wspominam pobyt w szpitalu, doceniam przede wszystkim wsparcie psychicznie, które otrzymałam od położnych i lekarzy. Okazało się ono bowiem bardzo pomocne, a słyszane słowa uspokajały mnie w tych jakże stresujących chwilach. Rodzina pytała mnie, czy nie obawiałam się, że w trakcie akcji porodowej nie zrozumiem czegoś, co będą mówić do mnie lekarze, czy co gorsza, zrozumiem ich źle. Język jednak nie stanowił dla mnie problemu. Na wstępie położne upewniły się, że posługuję się hiszpańskim biegle, mimo to dla pewności mówiły wyraźnie i zrozumiale, a do tego miałam przy sobie partnera, który mimo hiszpańskiej narodowości rozumiał mnie, jak nikt inny. 


Skurcze wciąż się nie pojawiały, więc wysłano mnie na odpoczynek informując przy tym, że jeśli skurcze nie pojawią się w ciągu 15 godzin, konieczne będzie ich wywołanie. Przydzielono mnie do dwuosobowej sali, w której leżała już kobieta w zaawansowanej ciąży. Całą noc postękiwała z bólu, a ja nie mogłam spać przerażona myślą, że jest to dokładnie to, co czeka mnie już niedługo. Otrzymałam wszystkie potrzebne przybory do higieny intymnej. Ręczniki, piżamę, szampon i żel pod prysznic. Pościel zmieniano codziennie, przy czym pytano, czy czegoś nie potrzebowałam i donoszono czyste ręczniki. W razie potrzeby miałam użyć przycisku znajdującego się zaraz nad moim łóżkiem, którym mogłam wezwać położną, jak zapewniano, nawet z najmniejszą wątpliwością.


Czas płynął, akcja porodowa posuwała się bardzo powoli, a można by nawet rzecz, że nie posuwała się wcale. Ostatecznie zdecydowano się na podanie mi oksytocyny i wywołanie skurczów. Podczas 26 godzin, które minęły od momentu pierwszego bólu, do momentu narodzin syna cały czas towarzyszył mi tata dziecka.  Mogłam również liczyć na pomoc położnych, które uspokajały mnie i próbowały wesprzeć w tych ciężkich momentach. Po wielu godzinach walki na świecie powitaliśmy naszego pierwszego syna Alexandra. Z chwilą, w której chwyciłam go w swoje ramiona, liczył się już tylko on. Według polityki szpitala pierwsze godziny po narodzinach dziecka są fundamentalne w jego rozwoju emocjonalnym, dlatego stawia się na bezpośredni kontakt ciało do ciała z matką. Do kąpieli, ważenia i badań zabrano maluszka dopiero po czterech godzinach od porodu, w trakcie których trzymałam go wciąż przy piersi. Po narodzinach synka położne wykazały się równą kompetencją oraz empatią. Tłumaczyły, wspierały. Nawet w chwili, zupełnie naturalnego po porodzie związanego choćby z burzą hormonów załamania mogłam liczyć na dobre słowo pielęgniarki. Dziś wiem, że owo wsparcie było jednym z ważniejszych czynników, które pomogły mi przejść przez tych kilka ciężkich dni. 




Gdy mały wymęczony porodem, który dla dziecka jest wcale nie mniejszym szokiem, zasnął, ja w końcu mogłam się posilić. Posiłki w szpitalu przypominały catering hotelowy, i nie, nie był to szpital prywatny, a zwykły, publiczny. Dwudaniowy obiad składający się zawsze ze sporego kawałka mięsa, napój, a nawet deser. Raz na jakiś czas zaglądała do mnie nawet położna pytając, czy nie mam ochoty na jogurt lub owoc.
  
W szpitalu spędziliśmy cztery noce. Przy wypisie życzono nam powodzenia oraz podarowano koszyczek z pierwszą wyprawką dla dzidziusia, która zawierała kosmetyki i pieluchy. Mimo bólu i fizycznego dyskomfortu z budynku wychodziłam zadowolona i z odczuciem prawidłowego potraktowania. Jeśli czegoś mogłam życzyć sobie przed porodem, to właśnie tak profesjonalnej, a zarazem ludzkiej załogi. 
 
To moje wspomnienia z porodu, a jakie są Wasze? Czy również czułyście, że zostałyście należycie potraktowane? Czy także mogłyście liczyć na wsparcie i pomoc lekarzy i położnych? Chciałabym jeszcze na koniec zaznaczyć, że opisana historia, to moje doświadczenie i nie oznacza to, że zawsze wszystko wygląda tutaj tak pięknie. Na szczęście akurat ja nie spotkałam się w Hiszpanii dotychczas z osobą, która narzekałaby na złe traktowanie podczas porodu, choć potrafię sobie wyobrazić, że znalazłaby się przynajmniej jedna taka kobieta.

czwartek, 22 czerwca 2017

6 powodów, dla których warto być z Hiszpanem




Na partnera życiowego wybrałam sobie Hiszpana, a mówiąc dokładniej Katalończyka. Owy partner pewnie powiedziałby, że to on wybrał mnie, ale nie wierzcie mu, bo to dzięki mojej odwadze jesteśmy dzisiaj rodziną. Wiedziałam, że związek z Hiszpanem będzie inny niż te dotychczasowe. Liczyłam się z różnicami kulturowymi, zdawałam sobie sprawę, jak odmienne style życia prowadzą Hiszpanie i Polacy, a jednak oto jestem. Tutaj, w Barcelonie, z moją małą hiszpańską rodzinką. Taka relacja faktycznie jest inna, ale przecież nikt nie powiedział, że gorsza. Chcecie wiedzieć, jakie są zalety bycia w związku z Hiszpanem? Oczywiście z tym moim Hiszpanem. Zapraszam Was na dzisiejszy post, w którym podzielę się z Wami subiektywnymi plusami relacji z Katalończykiem. 



ŚWIETNIE GOTUJE


Kuchnia śródziemnomorska to podobno jedna z lepszych kuchni świata. Ja mogłabym całkowicie zgodzić się z tą opinią, ponieważ przekonuje się o tym na każdym kroku. Pewnie nie raz obiło się Wam o uszy, że Hiszpanie to wyśmienici kucharze. Oczywiście nie wszyscy, bo spotkałam się i z takimi, których umiejętności kulinarne kończyły się na przygotowaniu słynnej tortilli de patatas, a i to danie wcale nie wychodziło im popisowo. Ja na szczęście trafiłam na tego, który tak samo jak jeść, uwielbia też gotować. Dobrze, że miałam okazję przekonać się o tym już na którejś z pierwszych randek i dzięki temu postanowiłam zatrzymać przy sobie tego domowego kucharza. Ze względu na brak czasu i pracę partnera, pysznymi daniami możemy delektować się głównie w weekendy. Nie, to, żebym nie potrafiła gotować, ale powiedzmy, że te wymyślne potrawy wolę zostawić mojemu Alberto. Przecież on tak lubi kucharzyć. W wolne dni mogę więc rozsiąść się wygodnie na kanapie w oczekiwaniu na zaserwowanie obiadu. Właściwie to tak średnio wygodnie, bo zazwyczaj w tym czasie skacze po mnie nasz synek, ale tak, obiad podawany mam do stołu. Żebyście nie myśleli, że żyję tu sobie jak księżniczka, jestem zmuszona dodać, że po pysznym obiedzie, aby było sprawiedliwie, to na mnie czeka góra naczyń. 


WYŚMIENITY TANCERZ


Czy znacie jakiegoś Hiszpana, który nie potrafi tańczyć? No dobra, ja znam. Umówmy się jednak, że w większości hiszpańskich żył płynie latynoski rytm. Już nie muszę się martwić o to, że na weselu u koleżanki będziemy jedynymi gośćmi siedzącymi całą imprezę przy stole, czy o to, że w dyskotece będziemy podpierać ściany. A co najważniejsze, nie muszę przejmować się, jak wywinąć się od tańca, żeby nie skończyć później z powykręcanymi rękoma i zdeptanymi palcami. Tym, który teraz mógłby się o to niepokoić, byłby mój Alberto. Oczywiście żartuję. Nie mam nagrody tancerki roku, ale na całe szczęście oboje umiemy się świetnie razem bawić. Marzy mi się zatańczyć kiedyś prawdziwą salsę, bachatę czy tango, ale jak na razie mogę jedynie zazdrościć mojemu partnerowi. 



ROMANTYZM


W hiszpańskich żyłach płynie nie tylko latynoski rytm, ale i krew latino lover. Alberto nie przyjeżdżał po mnie na białym rumaku, ani nie śpiewał mi serenady pod oknem, ale na tę odrobinę hiszpańskiego romantyzmu zawsze mogę liczyć. Dodatkowo owy romantyzm połączony jest zazwyczaj z kreatywnością, więc w związku nie ma czasu na nudę. Jednak bez przesadnego słodzenia. My też czasami spędzamy niedzielne wieczory przed telewizorem i nie wyruszamy co weekend na zwiedzanie świata, ale na tyle na ile pozwala nam obecna sytuacja życiowa, a na myśli mam tu konkretnie małe dziecko, staramy się spędzać wolny czas kreatywnie i jak najskuteczniej odciąć się od codziennej rutyny. 


ŚMIECH I RADOŚĆ


Wiem, że dla nikogo nie będzie to nowością, kiedy powiem, że Hiszpanie to osoby bardzo radosne i pozytywne. Owe optymistyczne nastawienie do życia jest ogromną zaletą codzienności. Znałam już takich, którzy całe dnie graliby na komputerze, obrażali się o każdą drobnostkę i marudzili o byle głupotę. A czy takie zachowanie może dobrze wpłynąć na drugą osobę? Dobry humor jest zaraźliwy, więc radość z życia udziela się wszystkim przebywającym wśród wesołych ludzi. Nie ma lepszego lekarstwa na zły dzień, niż żarty i wygłupy mojego partnera. Nawet najbardziej naburmuszona osoba nie potrafiłaby powstrzymać się od uśmiechu. Zabawy, śmiech i radość są zatem nieodłącznymi kompanami naszego życia i mimo, że jesteśmy już dorośli, wcale nie zamierzamy na siłę spoważnieć


JĘZYKI


Wiecie jaka jest jeszcze zaleta bycia w związku z Hiszpanem? To, że obrażona mogę siedzieć i marudzić coś pod nosem po polsku, a on i tak mnie nie zrozumie. Gorzej, jak zdążył już nauczyć się najczęściej używanych słów i doskonale wie, o czym ja sobie tam mruczę. Oczywiście tylko się śmieję. Ogromnym plusem międzynarodowego związku dla naszego dziecka jest fakt, że od urodzenia będzie posługiwało się biegle dwoma, ba, nawet trzema językami, dochodzi przecież jeszcze kataloński. A nic przecież nie ułatwia tak życia i nie daje tylu różnorakich możliwości, jak znajomość języków obcych. 

TRADYCJE I ZWYCZAJE

Niezaprzeczalnym jest fakt, iż wiele tradycji polskich i hiszpańskich znacznie się od siebie różni. Tylko wyobraźcie sobie, ile rozrywki wnoszą owe różnice kulturowe do naszego życia. Jak urozmaicają nam czas. Alberto uczy mnie i pokazuje zwyczaje hiszpańskie i katalońskie, a ja dzielę się z nim naszymi polskimi. Wszelakie święta nie zawsze muszą więc wyglądać tak samo. Pomyślcie, ile radości daje Boże Narodzenie. Prezenty dostajemy dwa razy! Po polsku - w Wigilię, i po hiszpańsku - na Trzech Króli. 
 



Czy czekaliście na podpunkt o zalecie, jaką jest hiszpańskie kochanie? Przecież to ten najbardziej zasłyszany stereotyp – każdy Hiszpan to bezwzględny maczo i latino lover, który techniki skutecznych zalotów zapisane ma w jednym paluszku. Miłość po hiszpańsku jest piękna, ale ze względu na język. Czyż nie brzmi bardziej romantycznie subtelne te amo, niż nasze kocham cię? Jeśli chcecie przekonać się, czy pogłoski o hiszpańskich maczo są prawdziwe, będziecie musiały sprawdzić to już Wy same 😄


To tylko kilka aspektów, które przychodzą mi w tej chwili do głowy, jeśli chodzi o relację z Hiszpanem. Wystarczyły one jednak, aby przekonać mnie do spróbowania w życiu czegoś nowego i z ręką na sercu powiem Wam, że nie żałuję. Przynajmniej mamy wesoło w tej naszej małej rodzince. A różnice kulturowe są i będą i to dzięki nim życie jest ciekawsze. Zresztą czasami bywa tak, że to z osobą, która mieszka za płotem, poróżnimy się bardziej, niż z tą z drugiego końca świata. Powiedzcie mi, jak jest u Was. Jakie widzicie zalety bycia w związku z obcokrajowcem?